Jozwa- to chyba nie miejsce na dyskusje wiec odpowiem Ci pobieznie. Nie elimunuje z miejsca osoby ktora ma watpliwosci co do kastracji- moge porozmawiac, dostarczyc wiedzy i materialow, skontaktowac z lekarzem czy behawiorysta.
Natomiast wobec uporczywego braku zgody na kastracje samicy, a w pewnych wypadkach tez samca, nie, nie oddalabym mu zwierzaka.
A to dlatego ze warunkiem adopcji zwierzaka ode mnie jest to ze nigdy nie zostanie rozmnozony. Oddajac ciachnietego mam pewnosc ze tak sie nie stanie, oddajac komus zaufanemu kto w umowie zobowiazuje sie do tego- tez jakas wgledna. Natomiast przeciwnik kastracji- jaka mam pewnosc ze nie dojdzie do swiatlego wniosku ze krolica czy kotka chcialaby "poczuc sie mama"? Albo ze kot kiedys nie ucieknie i nie wroci zaciazony tudziez nie zaplodni calego osiedla?
Nie do pominiecia sa tez wzgledny zdrowotne- kastracja samic zapobiega zdarzajacym sie nagminnie problemom z macica, zmniejsza prawdopodobienstwo guzow sutka ktore w przytlaczajacej wiekszosci sa zlosliwe i latwo daja odlegle przerzuty.
I kwestia behawioralna- samiec u ktorego moze kastracja nie jest takim obowiazkiem zacznie byc agresywny, znaczyc, przejawiac zachowania terytorialne (ktore to nota bene Sanchez przejawial w znacznym zakresie).
Czy osoba ktora nie godzila sie na kastracje, igborujac wiedze ktorej moge jej dostarczyc- wykastruje go wowczas? Czy raczej odda znajomemu, schronisku czy kolejnej takiej osobie jak ja?
To co pisze w duzej mierze odnosi sie do kotow, z nimi mam wieksze doswiadczenie, ale daje sie jak sadze zgeneralizowac. Wszyscy jestesmy odpowiedzialni za los zwierzat, nie tylko naszych wypieszczonych, ktorym mozemy zapewnic wszystko, ale tez tych bezdomnych, niechcianych. Zeby swoim postepowaniem nie przyczyniac sie do powiekszania polulacji nierasowych zwierzat ktorych jest zbyt duzo, dla ktorych milosci i troski ludzkiej nie starczylo.