Wczoraj podjęłam pierwsze po kastracji Franka próby "zaprzyjaźniania" moich chłopaków na wojennej ścieżce...
Popołudniu jechałam do weta z Franiem na zdjęcie szwów ( które jak się okazało sam sobie zdjął
) i przy okazji z Tośkiem z tym okiem...
( ale nie o tym teraz)
No a, że mam jedna kocią przenoskę to najpierw władowałam ich do wanny na ok. 15 min.
W pierwszej chwili Franek skoczył na Tośka do
( wiecie czego- nie piszę bo mnie zaflagują zaraz
)
Ale Toś był wystraszony i się nie bronił ( znaczy nie pogryzł ) a ja parę razy spuściłam wodę w kibelku ( mam łazienkę z kibelkiem w jednym pomieszczeniu ) to i Franio sie zestresował i zaprzestał działalności- tylko się przytuliły i nasłuchiwały i Tosiek zaczął Frania wylizywać
( trochę nerwowo ) po główce
no normalnie pierwsze koty za płoty nareszcie ale to nie koniec- zaraz potem pojechały do weta w jednej przenosce a po powrocie, uzbrojona w wodę i rękawice kuchenne - wypuściłam je w jednym pokoju...
Najpierw było ok. Tosiek potem zaczął ganiać i podgryzać Franka- ale zwarć nie było- a nawet udało mi się je potem pomiziać koło siebie leżące na podłodze i przysunęłam jednego do drugiego i
głaskaństwo szło na maksa
chyba z 10 min.
A potem do osobnych klatek poszły ,ale już postawionych do siebie blisko i spokojnie całą noc było ( wcześniej klatki stały w dwóch pomieszczeniach ostatnio, albo jedna na drugiej - bo do siebie przez kraty skakały)
Będę teraz codzień jeździła do weta z biednym Tośkiem i zamierzam i Frania zabierać towarzysko ( z nim wszystko o.k.
) w ramach zaprzyjaźniania- poza tym będzie im cieplej zawsze bo mrozy przyszły )
Trzymajcie kciuki za nas