Dzisiaj sie dowiedziałam, że moja sąsiadka zakupiła sobie nową "zabawkę". Po tysiącach świnek morskich, jednym króliku, kilku psach i kotach (w ciagu paru lat) znów ma nowego lokatora. Reszta ginęła średnio po 2 miesiącach.
Teraz kolej na maleńkiego króliczka. Byłam już u niej sprawdzić warunki. Masakra! Leżał na mokrych i twardych już trocinach, miał glony (!) w poidełku i zgnite (!) jabłko do jedzenia! Cud, że jeszcze żyje. Udzieliłam "pierwszej pomocy"(dałam kocyk,siano,wode,nowe poidło itd) i powiedziałam, że poszukam nowego domu dla niego.
Postraszyłam ją już konsekwencjami prawnymi takiego zaniedbania. No i tym, że po prostu nie wie za co się bierze. Że królik to duży kłopot (zwłaszcza finansowy- co ją chyba trochę "ruszyło").
Wiem, ze ci ludzie są zdolni do wszystkiego. Kobieta nie do końca rozumie co się do niej mówi. Jutro pójde sprawdzić czy wszystko w porządku.
Potrzebny ktoś kto mógłby się nim zająć albo zabrać na stałe.