Autor Wątek: U weta  (Przeczytany 4732 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

basia.dc

  • Gość
U weta
« dnia: Październik 26, 2006, 20:40:30 pm »
Dzisiaj byłam z Kubusiem u weta obciąć pazurki. Zawsze wet przyjeżdżał do mnie do odmu obcinać mu pazurki, tak przy okazji jak przyjeżdzał do moich psów. Ale tym razem ja musiałam się do niego pofatygować.
Na początku Kubuś nie chciał wyjść z transportera, wet próbował go wyciągnąć, ale go złapał zębami, więc ja to musiałam zrobić.
Podczas obcinania pazurków był dosyć niespokojny. Było także widać, że przytłacza go nowe miejsce, że bardzo się boi. Na szczęście Kubuś ma jasne pazurki i nie było problemu z obcięciem ich w odpowiednim miejscu.
Poźniej poprosiłam weta, aby sprawdził czy Kubuś to napewno chłopczyk. Po chwili wet stwierdził, że to dziewczynka  :| . Poprosiłam go, żeby jeszcze raz sprawdził, bo nie mogłam w to uwierzyć no i po wnikliwej analizie i szukaniu okazało się, ze to jednak chlopczyk. Ufff  :mrgreen: .
Później jeszcze wet sprawdził jego ząbki - są w jak najlepszym porządku.  :D
Kubuś u weta tak się bał, że nawet dał mi się brać na ręce, gdzie normalnie tego nieznosi i ucieka.
A jak wasze króliczki zachowują sie u weta ?

Agga

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #1 dnia: Październik 26, 2006, 20:44:45 pm »
Wprost ideał królika :)
Cisza, spokój i pewnie bidulka modli się, żeby jak najszybciej to się skończyło ;)
Ale za to po wizycie u weta jest wielka obraza majestatu i Tocha siedzi pół dnia za kanapą. Potem jej przechodzi i zaczyna się domagać pieszczot, ale musi pokazać, że nie do końca dzień ułożył się po jej myśli  :rotfl2

Szczezuja

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #2 dnia: Październik 27, 2006, 14:51:47 pm »
Szczeżuja ostatnio była tak przerażona, że ja i mama, która akurat nas podrzucala samochodem bałyśmy się o nią chyba w równym stopniu co ona wetki. Przerażenie nie przeszkodziło jej co prawda w wyżebraniu kawałka pierniczka, którym częstowałyśmy panią dr ["ja tego nie widzę, ja tego nie widzę" - ale obśmiała się nieźle] - tak jak piszę, tak się trzęsła ze strachu, że jej dałyśmy, , żeby się trochę uspokoiła. Normalnie nigdy tego nie robię, ale wiem, że uwielbia, bo ręce po pierniczkach potrafi mi obwąchiwać z niedowierzaniem przez parę ładnych minut.

Uspokoiła się na tyle, że gdy tylko została odstawiona z powrotem do transportera, to się do niego zsikała ze złości. A transporter ma wiklinowy, więc pani doktor miała powódź na stole. Ten numer zrobiła już raz mojemu TZ, w poczekalni u weta, gdy on trzymał transporter na kolanach. Szczeżuja rozkopała ręcznik, odsunęła go, weszła na odsłoniętą część podłogi, i.... sik! Małpa jedna. Tym bardziej, że wychodząc z domu opowiadałam to mamie, która argumentowała, że koniecznie muszę tam jakąś folię włożyć "bo jak nasika w tramwaju albo weterynarzowi na stół...". No to nasikała. Ale pani wet nas lubi, więc się tylko znowu pośmiałą.

W ogóle tego dnia przed wyjściem z domu Szczeżuja urządziła cyrk - ganiałam ją przez 20 minut dookoła stołu, bo królik jak tylko załapał, że chcę, żeby weszła do transportera, natychmiast zaczął się kryć. Co ciekawe, transporter stał na podłodze i nie dalej jak dzień wcześniej sama do niego wskakiwała i w nim kopała - więc to nie był strach przed koszykiem, a przed wyjściem. Może dlatego, że wcześniej chodziliśmy z nią przez tydzień 2x dziennie na paskuden zastrzyki, i jej złe wspomnienie zostało? Aha, nigdy wcześniej takiego przedstawienia nie było, nawet przy okazji tych zastrzyków właśnie. Zmitologizowała je sobie chyba...... W każdym razie ciekawa jestem, jak będzie wyglądać następne wyjście.

PS Do transoprtera w domu próbowałam ją zaprosić metodą standardową, czyli na natkę. Więc było tak: najpierw pobiegła za gałązką natki spod lodówki w kierunku koszyka. Jednak gdy zobaczyła, że wkładam natkę do środka, spojrzała na mnie spode łba, pogłaskała róg koszyka bródką, poniuchała tęsknie do natki, którą znowu podstawiłam jej pod nos, spojrzała jeszcze raz, odwróciła się na pięcie i demonstracyjnie odkicała w kąt pokoju. Potem zaczęła się łapanka - moja mama czekała na dole w samochodzie, stojąc w niekoniecznie właściwym miejscu, a ja jej przez telefon zdawałam relację pt "okrążyłam stół piąty raz, chyba jednak jej sama nie złapię"....

No, to się znowu rozpisałam...

Offline cytryna27

  • Użytkownik
  • *
  • Wiadomości: 337
  • Płeć: Kobieta
U weta
« Odpowiedź #3 dnia: Październik 27, 2006, 16:48:10 pm »
Mój Kuki u weta jest wcieleniem anielskości normalnie. Grzeczny, milutki, tylko przytulać. Kiedyś sama obcinałam mu paznokietki, trzymała go koleżanka a ja cięłam cążkami. Niestety koleżanka się wyprowadziłą i teraz nie ma kto Kukiego potrzymać, dlatego chodzimy do weta.
Jak tylko wrócimy pierwsze co robi to się otrzepie, a potem myje się i myje (chyba chce się pozbyć tego szpitalnego zapachu). Też obraża się na jakiś czas, ale szybko mu przechodzi, i zawsze jest strasznie głodny po takiej wizycie.

Agga

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #4 dnia: Październik 27, 2006, 22:28:10 pm »
No transporterek to też jest osobna historia :)
Pierwsze dwie wizyty u weta przeszły spokojnie, tzn przygotowania do nich.
Ale jak tylko Tocha zorientowała się, że transporterek = wet, od tego czasu nie mam mowy o złapaniu jej, jeśli popełnię ten błąd i wezmę koszyk do ręki wcześniej.
Co więc robić? Najpierw łapię Tosiora, a potem dopiero trasporterek.
Przy czym, dość szybko uchol mały orientuje się, że właśnie w jego kierunku zmierzamy i wyraźnie okazuje niezadowolenie wijąc się na rękach i prychając z wściekłością :)
Niby takie małe zwierzątko, a sprytu ma więcej niż ja :>

Renata

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #5 dnia: Październik 30, 2006, 19:49:16 pm »
U nas transporter nie koniecznie oznacza wizytę u weterynarza.
Gdy biorę Solana na spacer to wynoszę go w transporterze który mu słóży również podczas  spaceru jako schronienie gdy się czegoś przestraszy - np. kawki, wówczas sam chowa się do transportera by po chwili wyjść.

Solan ma rozkładany, plastikowy transporter. Polecam go bo jest bardzo wygodny z kilku powodów:
dno nie przecieka, jest lekki, nie da się go przegryźć (z przodu metelowa kratka), bardzo wygodny do umycia, góra przewiewna a dół chroni przed wiatrem,

Gdy przychodzimy do weterynarza nie trzeba na siłę wyciągać zwierzątka tylko wystarczy zdjąć górną połowę transporterka i Solan spokojny ciekawsko zagląda co się dzieje.

Jak wygląda wyciąganie królika który postanowił nie wychodzić z transportera wie każdy kto próbował to robić...

Kiedyś pewna pani weterynarz upierała się żeby nie zdejmować góry tylko wyjąć go przez drzwiczki, bo "zwierzę w stresie ucieknie"
Narobiła takiego zamieszania że Solan rzeczywiście się przestraszył i tak się biedny wcisnął w podłogę transportera...

Qnia

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #6 dnia: Maj 02, 2007, 22:42:08 pm »
Kuleczka lubi być przytulana, jest spokojna u weterynarza, ale za to Kropek jest straszny. Wyrywa się próbuje uciekać, koszmar. Jak trzeba mu zrobic zastrzyk to musze pogodzić sę z tym że będę cała biała, dyż ma bialutkie futerko. Nie wspomnę o obcinaniu pazurków, dwie osoby musza go trzymać. Chodzimy często do weterynarza, szczepię je, odrobaczam, obcinamy pazurki, sprawdzamy uzębienie i wagę króliczków. Mój pierwszy króliczek zdechł z powodu pomoru, dawno temu, więc teraz nie dam odejśc moim puchatym przyjaciołom.

malolata

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #7 dnia: Maj 08, 2007, 16:13:15 pm »
moj krolik ma ok 6 lat ale mam go dopiero od wielkanocy. nie bylam z nim nigdy u weterynarza i nie wiem jak ie za to zabrac poniewaz malenstwo jest jescze dosyc dzikie. poczatkowo gryzla mnie i boxowala lapkami przednimi, teraz juz jest lepiej, daje sie glaskac w klatce ale jak sobie kica po pokoju to nie daje sie glaskac, przychodzi tylko i obwąchuje.wiem ze nigdy nie byla szczepiona ani odrobaczana a u weta byla chyba raz w zyciu. co mam zrobic? nie wyobrazam sobie brania jej na rece i na sile wpychania do transportera. nie chce jej zniechecic do mnie, poniewaz dopiero teraz ma normalny dom. no i nie chcialabym zeby uszkodzila weta.

Offline nika73

  • Członek SPK wspierający/honorowy
  • ***
  • Wiadomości: 1211
  • Płeć: Kobieta
U weta
« Odpowiedź #8 dnia: Maj 08, 2007, 17:13:42 pm »
wterynarzem to Ty sie nie przejmuj  :diabelek że go uszkodzi- oni nie takie potworki mają na codzień  :oh:
Ja bym się tak nie wyrywała do weta z 6 letnim królikiem po przejściach- poczekaj jeszcze aż przestanie się czuć zagrożona- jeśli o rutynową kontrole chodzi.
No chyba, że sprawa zdrowotna pilna, to nie ma co patrzeć na oswajanie, zaczniesz od nowa, jak będzie trzeba- a zdrowie ważniejsze....
A z drugiej strony, jak będzie w obcym środowisku to nie będzie pewnie taka wyrywna z agresją a do transporterka możesz ją "naciągnąc" na ciekawość i smakołyka jakiegogoś- nie na ostatnia chwilę przed wyjściem tylko niech sobie w transporterku i z godzinkę posiedzi- nic się nie stanie i pewnie mniejszy będzie szok potem...
Życie jest piękne... pomimo wszystko

malolata

  • Gość
U weta
« Odpowiedź #9 dnia: Maj 08, 2007, 17:25:27 pm »
sprawa nie jest nagla, jedyny problem jaki ma to troche oczko zalzawione dookola, chociaz jak zmienilam jej trociny(poprzedni wlasciciel na tym trzymal) na te "drewniane bobki" to troche sie polepszylo. ogolnie nie daje sie zbytnio dotykac po bokach i brzuszku wiec nie wiem czy jakies ew guzy ma(oby nie!), czy u krolikow guzy są popularne? moja kroliczka miala kiedys dzieci, jesli to ma znaczenie, lecz niestety je olala i umarly :(