Od jakichś może 10 dni dajemy małej zielone. Najpierw oczywiście w malutkich ilościach - ale nie było żadnych problemów. Co więcej, ona się za tę zieleninkę to chyba by pokrajać dała. Jak tylko słyszy otwieraną lodówkę to przybiega, a jeśli przypadkiem w tym czasie je granulat, to podnosi łeb znad miski i patrzy wyczekująco. Dziś rano dostała cztery gałązki natki i trzy liście rzodkiewki - znikło to w jej pyszczku w przeciągu minuty
, i potem jeszcze cała rozżalona niuchała wszędzie dookoła, czy aby na pewno czegoś nie przeoczyła, i biegała i trykała mnie noskiem prosząc o jeszcze.
Ile mniej więcej zielonego, np. tej natki czy rzodkiewki mam jej dawać dziennie? Bo mam wrażenie, że ten odkurzacz pochłonie każdą ilość.... Oczywiście będziemy urozmaicać, ale na razie powstrzymuję się przed zbytnią różnorodnością, żeby widzieć jak reaguje. Dzisiaj próba marchewki będzie
Póki co bobki w normalnych (o zgrozo) ilościach, zwykłej konsystencji i dość dowolnym miejscu
. No, z przewagą kuwety, to jej trzeba przyznać.
Drugie pytanie - czy miętę (świeżą) i bazylię można dawać królowi jak normalną zieleninę, kilka gałązek, czy raczej w kategoriach przysmaku po 1-2 listki dziennie? Bo to oczywiście też uwielbiamy...