Cześć! Chciałabym poczytać doświadczenia osób, które mają za sobą zaprzyjaźnianie 4 uszatych. Mieszkam (i służę...
) 3 uszatym:
Cookie- baran, 2,5 roku, 2,5kg
Zoe- miks, niecały rok, 2kg
Rysia- belgijski olbrzym, ok rok, 6kg
Wszyscy są odjajczeni.
Wszystkie się kochają, super łagodne stadko, a zaprzyjaźnianie ich przebiegało bezproblemowo, Cookie i Zoe od razu miłość, potem dołączyła Rysia i było to na zasadzie 'o, nowa, siema, no to będziemy razem mieszkać', zero agresji. Niby wszyscy się lubią, ale widać że Rysia jest trochę samotna, Zoe z Cookiem ciągle razem biegają, razem się wciskają w różne nory a Ryśka najwyżej się z kotem pogoni, bo jest bliżej jej rozmiarów... Zdecydowałam się zaadoptować trochę większego Norka z Wawy, żeby i Rysia miała swojego TŻ. Norek jest w podobnym wieku, wykastrowany. I teraz pytanie, macie jakiś pomysł jak zaprzyjaźnić czwórkę w kombinacji 2 pary? Mój gang mieszka bezklatkowo (ostatnio wzięłam klatke z piwnicy żeby postawić w niej kuwete, która latała po całym pokoju, przychodzą tam tylko na żarcie i toaletę, przednia ściana jest wyjęta), w nocy są zamknięte ze mną w sypialni, ale ogólnie mogą biegać po całym mieszkaniu. Łazienkę mam małą, z prysznicem bezbrodzikowym więc wanna odpada. Mam ochotę je wszystkie zabrać do kuchni (tam uszaki praktycznie nie wchodzą, nie wiem czemu) i tam sobie przedstawić, ale jak macie jakieś pomysły czy rady to poproszę
Mam nadzieję, że szczęście będzie dalej dopisywać i się po prostu wszyscy polubią od razu, ale nie wiem jaki jest Norek...