Pozwolę sobie podczepić się do tematu, bo w sumie mam problem jak w temacie.
Tośka i Łatka zaprzyjaźniły się wzorcowo. Lizanie po pyszczkach, wspólne leniuchowanie, jedzenie. Jak dotąd znajomość układała się wzorcowo poza sporadycznymi podgryzaniami.
Wczoraj w pewnym momencie w zagrodzie zrobił się kocioł i poleciało futro. Trwało to 5 minut, po czym nastał spokój.
Dzisiaj natomiast znalazłam kolejną dawkę futra Tośki, a nie dalej jak godzinę temu uniosł się tuman kurzu, łomot i PISK (
!). Tośka ma przerwane ucho, wyszarpane futro na tyłku, nadgryzioną skórę. Krew się polała.
Złapałam ją, ranki odkaziłam, założyłam opatrunek na ucho, jutro z samego rana jadę do PulsVetu, bo ucho jest najprawdopodobniej do szycia.
Podałam małej antybiotyk, co by nic się tam nie wdało.
Jestem w szoku, skąd taka agresja w zachowaniu. Tak nagle. Obie panny sterylizowane...
Odseparowałam tymczasowo.