Proszę może będziecie wiedzieć co się stało, zdrowy królik nagle umiera w ciągu 30 minut. Niuśka jak co dzień była wypuszczona na pokój, siedziała sobie w swoim słomianym domku, z którego wszystko może obserwować. Ja robiłam właśnie obiad gdy usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, powtórzyły się, idę sprawdzić do pokoju co to tak robi, zaglądam do domku do Niuśki a ona siedzi cała zaglucona aż piana się zrobiła od tych glutów. Leje się ciurkiem coś przeźroczystego, bezwonnego z nosa ale strasznie dużo jakby ktoś odkręcił kran z wodą tylko taką gęstą. Wołam chłopaka, wyciągamy Niuśkę z słomianego domku, kładziemy na ręczniku, ona chce się nam wyrwać ale mój chłopak ją trzyma, głaszcze ją, wyciera jej te gluty ale leci ich starsznie dużo, ręcznik przesiąka, dywan jest mokry. Niuska charcze, jakby z trudem łapała powierze. Jest niedziela szukam veta, szybko pakujemy Niuskę do transportera i jedziemy. Mija 30 minut odkąd usłyszałam charczenie i zobaczyłam co się dzieje z królicą, jesteśmy u veta, Niuśka w transporterze już leży (całą drogę siedziała)widzę jak opada jej główka, położyła się na boku... Wbiegamy do gabinetu lekarka chce chwycić Niuśkę, ta nagle zbiera się i chcę nam wyskoczyć w rąk, lekarz chwyta mocniej i z całym transporterem zabiera na szpital by podać tlen. Chwilę, dosłownię sekundy później przychodzi i mówi, że Niuśka nie żyje. Co się stało ? To było 30-max 40 minut od zobaczenia co się dzieje do przywiezienia do szpitala. Zdrowy, pełny energii królik, biegał nam dzisiaj pod nogami, jadł, pił, co go zabiło w 30 minut ? Nie dała nic po sobie poznać, że coś się dzieje złego.