Wczoraj w klinice Centrum przy ul. Bełzy w Bydgoszczy został wykastrowany Franek. Zabieg przeprowadzał dr Kwiatkowski - specjalista od zwierząt egzotycznych.
Byłam chyba bardziej zestresowana niż Franek. Chociaż i on w poczekalni zachowywał się zupełnie nie jak mój królik: tulił się, lizał mnie a momentami robił coś na kształt gruchania jak świnka morska. Nie powiem, był moment że chciałam się wycofać i wyjść. Przed zabiegiem lekarz go zbadał. Byłam przy nim gdy zasypiał i szeptałam mu do uszka że ma mi nie robić numerów. Potem zabrali go na salę operacyjną a ja wróciłam do poczekalni. Wszystko to baaardzo długo trwało - dla mnie oczywiście. W klinice siedziałam od 15stej do 20stej. Powiedzieli że dopóki Franek się całkowicie nie wybudzi nie wydadzą mi go. Koło 18stej podeszła do mnie jedna z pracownic kliniki i powiedziała że Franek się jeszcze nie wybudził. Nie wiem czy to ona źle mi przekazała czy ja źle zrozumiałam ale wpadłam w panikę że się nie wybudza. Zaczęłam rozpytywać co się dzieje i dlaczego są problemy z wybudzeniem i zagroziłam że zaraz tu zawału dostanę. Wpuścili mnie do sali z metalowymi klatkami gdzie wybudzają się zwierzęta po zabiegu. Gdy zobaczyłam moje maleństwo z zaklejonym pyszczkiem, bezwładne i ledwo oddychające natychmiast się rozkleiłam. Popłakiwałam, przepraszałam go, miałam ogromne wyrzuty sumienia że mu to zrobiłam. Miał strasznie zimne łapki a ja niestety myślami wróciłam do tego co przeżyłam w lutym w Toruniu i myślałam że Franiu już się nie obudzi. Usiadłam koło niego i zabrałam się do rzeczy: chuchałam mu na zimne łapki, pocierałam je, intensywnie drapałam go po mostku. Po chwili myślałam że będę ryczeć jak wół: Franio wyszarpnął mi jedną z łapek i zaczął intensywnie poruszać noskiem. To mnie natychmiast ocuciło i dalej działałam. Nie wiem czy to bardziej pomogło jemu czy mnie ale po paru minutach Franek już usiłował podnieść głowę. Wszyscy mnie uspokajali że króliki wybudzają się z narkozy nawet do 8 godzin ale ja odetchnęłam dopiero gdy usiadł. Przynieśli mu nawet podgrzewaną poduszkę gdy zaproponowałam że mam ze sobą termofor i może warto by go użyć. Gdy Franio jeszcze był otępiały dr przyniósł aparat do USG i przy okazji obejrzał mu narządy wewnętrzne - pęcherz był jak arbuz. Wszystko widziałam, dr wszystko dokładnie opisywał.
Po 19stej gnębiony wyrzutami sumienia zjawił się mój szanowny małżonek. Z jego inicjatywy Franek został na noc w klinice bez dodatkowych opłat. Najpierw się oburzyłam, że ja chcę żeby odpoczął w domu ale mąż przekonał mnie że dla Franka lepiej będzie gdy zostanie w klinice. Jemu też się chyba odcisnęło piętno tego co przeżyliśmy po zabiegu w Toruniu z Kukim - ale tam była inna sytuacja, zabieg był ogromnym ryzykiem, ratującym życie a Kuki był już dziadkiem. Ale faktem jest że dostaliśmy go nie wybudzonego i gdy dotarliśmy do Bydgoszczy zatrzymało mu się serce. To mąż przeprowadzał wtedy reanimację na biednym Kukułce
Tym mnie przekonał i tym razem postanowiłam nie ryzykować. Mieszkamy w Fordonie i dotarcie nawet taksówką do kliniki w sytuacji zagrożenia życia byłoby za długie. Teraz wiem że to była dobra decyzja ale i tak całą noc nie spałam gapiąc się w telefon czy aby nie dzwonią z kliniki że coś się dzieje.
Dzisiaj o 10tej pojechałam odebrać Franka. Jest bardzo stonowany w swoim zachowaniu, znacznie się uspokoił ale zdaję sobie sprawę że to jeszcze wynik narkozy na efekty nie znaczenia terenu trzeba będzie poczekać. Zawiozłam mu kilka suszek do kliniki. Franek trochę pojadł ale bez rewelacji. Wróciliśmy do domu. Jutro na jeszcze jeden zastrzyk ale to już załatwię na miejscu w Fordonie. Franek w domu natychmiast dopadł do wody. Dam mu trochę spokoju i za jakaś godzinę dam mu trochę biolapisu a gdy nie zacznie sam jeść do wieczora dam mu jeszcze sok noni. Teraz leży rozwalony w klatce. Powyciągałam karton-domek i kuwetę i wyłożyłam klatkę podkładem dla niemowląt. Widzę że bardzo dużo pije.
Reasumując: jestem bardzo zadowolona z opieki. Polecam bardzo dr Kwiatkowskiego - operuje nawet myszy, co według mnie jest już ogromną sztuką. Bardzo miły, precyzyjny, wszystko wytłumaczy i przede wszystkim ma wiedzę o królikach. Gdy weszłam do kliniki podali mi od razu do podpisu papier że zgadzam się na zabieg a tak: zastosowałem się/nie zastosowałem się do zaleconej głodówki. No to ja to zdanie skreśliłam i dopisałam po swojemu: bez głodówki. Ogólna konsternacja w recepcji i na to wychodzi lekarz i na to że oczywiście że bez głodówki bo to przecież królik.
Koszty:
Kastracja - 130 zł razem z podanymi lekami i noclegiem plus taksówka do Fordonu 29 zł.