Nom. Dziękuję bardzo pięknie
I czekam (ale cierpliwie, więc no stress) na bieżące informacje, jak to się Wam życie z Biszkoptem układa i czy widzicie szanse na dłuższe życie razem Ale pasuje do Was takie ciacho
Bieżące informacje są takie, że: Biszkopt (pseudonim: Biszu) zadomowił się u nas na dobre.
Ale może od początku: jak ustaliliśmy z mężem, na razie kiedy nas nie ma, Biszkopt mieszka w klatce, natomiast w czasie, kiedy jesteśmy w domu, klatkę ma otwartą. Pierwszego dnia, kiedy wróciliśmy z pracy, Biszkopt zarzucił takim fochem, że aż się uśmialiśmy.
Na początku siedział sobie w klatce i ani
myślał do nas wychodzić. Ogólnie - wykazywał zupełny brak zainteresowania naszymi osobami, głaskaniem, dawaniem przysmaków oraz zwiedzaniem. Jednak po jakiejś godzinie wymiękł był i... zaczęło się szaleństwo. Zwiedził znowu prawie całe mieszkanie, łącznie z naszą sypialnią
, biegał wszędzie, wąchał, poznawał, wypatrzył sobie wąskie miejsca, w które mógłby się wcisnąć i nie omieszkał tego zrobić. (Tu warto by było zaznaczyć, że Biszkopt reaguje na hasło: "Biszkopt, nie wolno!" i nie wchodzi tam, gdzie mu nie wolno
). Jest bardzo ułożonym króliczkiem, daje się głaskać, całować, nawet brać na ręce, czy na kolana, aczkolwiek wtedy już kombinuje, jakby tu najlepiej uciec. A po solidnych pieszczotach odwdzięcza się lizaniem.
Nie niszczy niczego, nie hałasuje, nawet w nocy jest bardzo cichy, jak na królika, przepięknie załatwia się do kuwety, robi bardzo dużo ładnych bobków. Je sianko, suszki i warzywa, a obecnie suszą się dla niego gałązki brzozy i wierzby, żeby mógł sobie je skubać, gdyż zauważyliśmy, że coś za bardzo interesuje się ostatnio narożnikami ścian
. Ma swoje ulubione miejsce pod stołem, gdzie wykłada się swobodnie i obserwuje wszystko, co się dzieje w domu (wygląda wtedy bardzo dostojnie, przypomina mi Mufasę z Króla Lwa
). Dziś jak wróciliśmy z pracy nie było już takiego focha, prawie natychmiast wybiegł z klatki, zrobił rundkę po domu i ulokował się pod stołem. Zrobiliśmy dzisiaj test i zostawiliśmy go samego w mieszkaniu na wolności na pół godziny i jak wróciliśmy, to mieszkanie nie było zdemolowane!
, jedynie zauważyliśmy, że kabelek od głośnika z kina domowego był chyba w robocie, bo zawierał "ślady przestępstwa" i został wyciągnięty jakimś cudem z listwy pod wypoczynkiem
(czeka nas pilne zajęcie się tym miejscem, bo jakoś dziwnie go tam ciągnie
). Poza tym umówiliśmy go na zdjęcie szwów do doktora Barana na czwartek w przyszłym tygodniu (Pan doktor jest dopiero w czwartek po południu, poza tym pani w rejestracji powiedziała, że przeciągniemy raptem 1 dzień, więc nic się nie stanie.) Podsumowując, Biszkopt jest cudowny, już po tych zaledwie kilku dniach strasznie go pokochaliśmy i mamy nadzieję, że on też się do nas przekonał. Myślę, że szanse na dłuższe życie razem są całkiem spore, jeśli nie 100%
Poniżej kilka fotek: