Witam
Od jakiegoś czasu mój królinek z wesołego, żywotnego króliczka, domagającego się nieustannych pieszczot, zmienił się w osowiałego uszatka, siedzącego bez ruchu na podłodze.
Wcześniej skakał po meblach, buszował absolutnie wszędzie, wchodził za meble, pod meble, na meble, do mebli i gdzie się tylko dało wcisnąć ten różowy nosek. Ostatnio siedzi bez ruchu, wieczorami ma problemy z wejściem do klatki, a dziś rano zastałam go z szeroko otwartymi oczkami, leżącego w klatce. Prawie nie zareagował na podanie mu karmy, choć z reguły wskakiwał mi na kolana i zaglądał do paczki z granulatem, tym razem jedynie przyciągnął się bliżej miski i z pyszczkiem w niej, nadal leżąc, próbował coś wcinać. Do tego zebrały mu się bobki pod ogonem, chyba od tego siedzenia w jednym miejscu. Nie zareagował również, jak go podniosłam. Gdy to zobaczyłam, podałam mu szybciutko herbatę miętową i trochę Espumisanu, jak zresztą czytałam tu, na forum, mając na uwadze, że podobno kiedyś miał spore problemy z jelitami. Teraz jest już lepiej, ale dalej jest osłabiony, w nie najlepszym stanie.
Być może jest to kwestia zmiany pogody i wychłodzenia mieszkania w godzinach nocnych mniej więcej do godzin popołudniowych. Może też dlatego, że wprowadziłam mu nową suszonkę - krwawnik, choć wcześniej wesoło wcinał babkę lancetowatą i nic mu nie było.
Teraz podaję mu raz na godzinę trochę herbaty miętowej w strzykawce do leków dla dzieci. Klatka dokładnie wymyta, pod klatką położony koc, na klatce prześcieradło, dodatkowo transporter wyłożony granulatem, z kocykiem i poduszką. Masuję brzuszek i głaszczę po pyszczku, jak lubi, ale strasznie się martwię.
Oczywiście do weterynarza zadzwonię, bo i tak miałam się umówić na wizytę kontrolną, jednak nie wiem, czy nie będzie konieczne podjechać do niego natychmiast, bo niestety umawiane terminy wychodzą po kilku tygodniach bądź miesiącach. Otwarte jest dziś od 12:30.
Możliwe, że to po prostu kwestia wychłodzenia organizmu.
Jak myślicie, co powinnam teraz zrobić? Jestem w kropce.