uszyska wymiziane, razem z resztą Różyczki. To było łatwe, bo jej nie da się nie miziać: podbiega jak psiak i albo od razu robi naleśnik pod ręką, albo rękę motywuje do głaskania: robi stójkę, trąca nosem i czeka... a jak tylko ręka się zbliży, choćby jeden palec przejedzie po nosku, to jeszcze chwilę tak się gibie z przymkniętymi rozkosznie oczami, przytula główkę do nogi człowieczej szukając oparcia... no po prostu czad
z wiadomości bardziej przyziemnych, a jakoś zaniedbanych przez mnie ostatnio:
Różyczka jest czyścioszkiem: wszystkie siuśki lądują w kuwecie. jedyny wyjątek, to potrzeba pokazania niekumatemu człowiekowi, że to leżące siano już NAPRAWDĘ do niczego się nie nadaje i daj mi wreszcie nowe
boby też lądują w kuwecie... no dobra - połowa bobów. druga połowa deponowana jest estetycznie po obu stronach kuwetki. przynajmniej łatwo się zbiera/zmiata. chyba, że Różencja właśnie tam postanowi klapnąć
Poza tym panna przekonała mnie do urządzenia jej pięterka. skoro i tak nauczyła się wskakiwać na transporter stojący na klatce...
i tak oto mamy Różyczkę brykającą dwupiętrowo: