Zarunia pierwszy raz poza klatka:)
Teraz wrócilismy do domku, bo jak Kitty pojechała, to poszliśmy coś jeszcze załatwić. Spróbowałam z Zarką raz jeszcze. Juz reki nie atakowala, ale prychnela ze dwa razy. Potem dała się jakoś poglaskac, a jak zobaczyla ze ta reka jej krzywdy nie robi to sie poddala pieszczotom. Poglaskalam ja pare minut wiszac przy klatce, po czym stwierdzilam, ze probuje ja brac na rece. Dala sie bez problemu, zauwazylam tylko ze jak sie ja niesie, to nalezy zrobic tak, zeby Zara widziala gdzie idzie, bo w przeciwnym razie sie chciala wyrywac. Poza tym na kolanach siedziala baaaaardzo spokojnie, miziana przeze mnie i przez mojego meza. Potem pokicala troche po lozku, bo jeszcze nie odebralismy wypranego dywanu. Zdazyla juz nalac na narzute. Kuwete ma cala zabobkowana. Znaczy klatkowa kuwete, bo kuwete kuwete ma nieruszona. Z Zajcem sie zdazyla pobic przez klatki, boksowaly sie ze dwa razy nawet, a Pysiek jak ze swojej wrodzonej ciekawosci chcial wskoczyc do niej i udalo mu sie to, to jak szybko wskoczyl, tak szybko z niej wylecial zdezorientowany, bo go Zarunia zaatakowala. Śmialam sie ze ledwo co przyszla, najmniejsza z nas wszystkich, tak sobie raz dwa wszystkich ustawi. Taki mikroskopijny zandarm:)
Relacje z dnia jutrzejszego zdam jutro na wieczor, bo rano musze jechac do szkoly, a po poludniu mi sie szykuje wizyta u weta. Pyśkowi wrocil atak brzuszka i szczerze mowiac to jestem usrana ze strachu, bo nie wiem co sie moze dziac;/