I po bośni...
Stoję sobie ci ja wczoraj przy umywalce w szlafroku i miski szoruję, a tu coś mnie od tyłu zachodzi i po nodze się wspina (czuję: jedna łapka, druga łapka, znowu ta pierwsza...). I wyciąga ten swój łepetek do góry... "Masz coś dla mnie? Masz? Schyl się, ja tu jestem. O tu, tu, tu właśnie, jeszcze niżej - kucniesz? Noo, w końcu! Pokaż, co masz..."
Jak nie kochać zołzy?
Potem głaskanko - standard - minut 20, i start energicznych wykopów przedsikowych.
Brzuszek goi się pięknie, jak zdążę wieczorem, to wrzucę fotki szycia