Długo zastanawiałam się czy napisać komentarz.
Do Pana Adama trafiliśmy z Rudzielcem gdy miał ropień. Oczywiście Pan Adam podjął się operacji i leczenia. Po operacji królika dostaliśmy niby wybudzonego ale nie potrafił sam jeszcze ustać na łapkach. Po operacji około tygodnia Mały dostawał steryd, źle go znosił o czym informowałam pana Adama, no ale mu ufałam, później zmienił na penicylinę, później gentamycynę i w sumie nie pamiętam co jeszcze. Nie było RTG, nie było wymazu chociaż kilka razy mówiłam, żeby zrobić skoro nie było poprawy, Ale Pan Kołotko tłumaczył, że to beztlenowce i że wymaz nic nie zmieni. Później pojawiły się problemy z zatkaniem, biegunki. Zawsze gdy go pytałam po wizycie czy jakby wieczorami coś się działo to czy mogę do niego dzwonić odpowiadał, że oczywiście jednak NIGDY po pracy nie odebrał od nas telefonu.
Bardzo zabolało mnie to, że ja w pewnym momencie widziałam, że on jest bezradny, ze nie wie co ma robić, ale wprost nigdy tego nie powiedział.
Leczyliśmy Małego u Pana Adama około miesiąca ale poprawy nie było, zmieniliśmy weterynarza, zrobiliśmy wymaz i wyszły e.coli, ŻADEN z podawanych przez Pana Adama antybiotyk nie działał.
Myślę, że żeby Pan Kołotko powiedział troszkę wszcześniej, że nie wie co zrobić zakończylibyśmy już leczenie, a tak czeka nas kolejna operacja.
Mogłabym jeszcze dużo pisać, ale napiszę tylko, że mam do niego wielki żal i że więcej z Rudzielcem się u niego nie zjawimy.