Oczywiście trzymam za Lubczyka bardzo mocno!
A zanim fotkom przejdzie zatwardzenie, opowiem Wam co nieco (śrubka pracowa wcale nie popuściła jeszcze, ale ileż można nie pisać o królikach
)
Po wyjeździe Sigmy postanowiłam przenieść Bazylkę na miejsce Sigmy do pokoju z Fantazją. Taki sobie wymyśliłam plan na uszczęśliwienie zwierzaków: dotychczasowy pokój Ziółek jest mały, więc Lubczyk będzie mógł dłużej biegać, a Bazylka skorzysta z większej powierzchni, dzieląc dobę na pół z Fantastką. I co? I mam kolejną lekcję na temat ludzkiego kombinowania co do szczęścia zwierząt
Oba Ziółka mi się tą zmianą nieźle zestresowały
Lubczyk zwiedzał pokój, jakby pierwszy raz się tam znalazł, ostrożnie obwąchał wszystkie kąty, coś tam poskubał, a potem duuużo czasu spędził przyklejony do bramki. Wcześniej tego nie robił! Nawet jego budyniowy pysio amanta przygasł nieco. Oscarez, przybywaj!!!
Bazylka najpierw pomieszkała w klatce (tej samej, w której mieszkała dotychczas), zwiedzając ją na nowo, tak jak Lubczyk pokój. Po tym, jak ją otwarłam, wystawiła nochalek, cofnęła, wystawiła, cofnęła, wystawiła, cofnęła... W końcu wyszła, ale co się przy tym natupała! Dobre 40 minut słychać był w mieszkaniu tupanie zestresowanej Bazylki. (w międzyczasie zrobiła manewr udowadniający, że jest skrzyżowana z gekonem
- z klatki postanowiła wyjść górą: jeden sus i zassała się wszystkimi łapkami na otwartej górnej klapie od klatki, podpartej prawie w pionie!
W dodatku sama się z tego zassania odessała zgrabnie)
Mam niesmak po tym, co im zgotowałam, ale jako niepoprawna optymistka widzę pewne plusy tej sytuacji:
- Luzak Lubczyk udowodnił, że jest zdecydowanie stadnym zwierzem i źle mu samemu! (tym bardziej trzymam kciuki za zakumplowanie się z Krusiem i Lottie)
- Bazylka też bardzo potrzebuje króliczego towarzystwa, czuje się w nim pewniej. A w dodatku nie reagowała agresywnie na Fantazję, która przyszła obwąchać nową koleżankę przez kratki klatki.
Jeszcze parę słów o Brazylce: poprzednią miejscówkę na początku nieźle zabobczyła, jak na niesterylizowaną królice przystało. potem stopniowo zaczęła jej przechodzić ta potrzeba. dziś po trzech godzinach kicania "na nowym" nie zostawiła ani jednego bobka (o siuśkach nie wspominam, bo u niej wszystkie lądują w kuwecie). Wydaje mi się, że po sterylce odpuści sobie zaminowywanie terenu i będzie całkiem czyścioszkowym bezklatkowcem
Że towarzystwa króliczego potrzebuje, to oczywiste - raczej byłaby nieszczęśliwa musząc mierzyć się ze światem człowieczym całkiem sama. Przez kratki obwąchała się z Gumisiem, z Fantazją i nie zauważyłam żadnej agresji ani nerwowości. nerwy puściły jej tylko, gdy Sigma uskuteczniała na niej manewr "Czarna Błyskawica, czyli ja tu znienacka wyskoczę, a Ty się wystraszysz", zadarła ogon (Sigma zresztą też) i pokręciła się nerwowo przy bramce. Ale żadnego spięcia przez kraty ani trzęsących się framug nie było
Jest rozczulająca, wzruszeniogenna, łagodna (nawet jak nakręci się hormonalnie, nawet jak się zdenerwuje przy dawaniu jedzenia w klatce, przez cały czas pobytu u mnie nawet nie postraszyła zębami). Brana na ręce boi się, ale nie wyrywa, oddycha tylko szybciej i czeka przylgnięta. Choć z drugiej strony jak pomieszkała na ręce Oscareza, to jakoś i oddech się uspokoił, i oko złagodniało...
A wystraszona wydaje z siebie takie... stęknięcia? Coś w tym stylu. Oczywiście rozczula mnie tym totalnie. Jednym słowem - jest pyszna, a ja w niej zakochana totalnie! Niech tylko jej DS spróbuje ją pokochać troszeńkę mniej...