Niestety historia Megi nie będzie miała dobrego zakończenia...
Mała umarła dziś pod kroplówką. Bardzo mi jest przykro, tak bardzo chciałam ją ratować
Dziś od rana cały czas z nią siedziałam, zachęcałam do jedzenia, ale jak pisałam - nie chciała. Była już skrajnie odwodniona i wykończona. Było jej wszystko jedno.
Nie miała siły już nawet utrzymywać się na nóżkach. W klatce leżąc "na kurkę" cały czas jej się wysuwały przednie nóżki, jakby nie miała siły ich utrzymać przy ciele. Zachowywała się jak duży worek piasku, jak się ją położyło - tak leżała.
Nie zjadła nic, ani nie piła.
Na wizycie była bardzo słaba już. Na stole podczas wizyty nawet tylne nóżki odjeżdżały jej do tyłu i leżała na brzuchu z łapami wysuniętymi. Pani doktor na wieść o tym, że nie zjadła nic zadecydowała natychmiastowe podanie kroplówki z aminokwasami i witaminami (taką odżywkę, by utrzymać ją).
Niestety malutka nie miała już ochoty na dalsze życie i męki. Odeszła
Nawet nie zdążyła dostać połowy dawki kroplówki. Pani doktor chciała ją jeszcze ratować, ale to było na nic. Na koniec z dróg moczowych wydostała się krew.
Ona już od wczoraj nie chciała już żyć. Nie miała siły na walkę, ani motywacji.
Pani doktor twierdzi, że to było coś poważniejszego, a rany, martwica i odparzenia to jedynie następstwo osłabienia. Mała była już tak chora, że prawdopodobnie nie miała siły żeby wstać i leżała we własnych odchodach.
Na pewno swoją rolę odegrała znaczna otyłość. Możliwe, że doszło do stłuszczenia wątroby, która nie pracując prawidłowo doprowadziła do poważnych zmian w organizmie.
Zęby miała dokładnie sprawdzone wczoraj - były ok.
Jutro odbędzie się sekcja Megi, żeby dowiedzieć się co było przyczyną całej sytuacji. Poprosiłam wetkę o taki chociaż skrócony protokół z sekcji.
To, że ona umarła dziś, to było dla niej chyba już lepsze, niż życie w ostatnich dniach z potwornym bólem. Jednak bardzo żałuję, że nie zadziałałyśmy wcześniej. Gdyby trafiła do lekarza chociaż miesiąc temu może nadal by żyła
Co do winy właścicielki. Możliwe jest, że zgon nastąpił w wyniku nowotworu, który rozwijał się od dawna po cichu.
Możliwe jest także jednak, że otyłość doprowadziła do tak wielu zmian w organizmie, po których nie mógł już on dalej poprawnie funkcjonować. Króliczek tracił siły i apetyt, siedział we własnych odchodach.
Co się nie okaże, jedno jest pewne. Osoba dobrze opiekująca się zwierzęciem zauważyłaby o wiele wcześniej takie pogorszenie, widziałaby rany na pupie i szybko chciałaby zadziałać. Tu tego nie było. Zostaliśmy zawiadomieni za późno.
Bardzo żałuję tego co się stało, ponieważ Megi była cudownym króliczkiem, bardzo łagodna i spokojna. Zasługiwała na dobre, długie życie. Dodatkowo boli to, że była z naszych adopcji. Pośrednicy zawsze do znudzenia powtarzają Nowym Opiekunom o prawidłowym żywieniu, o tym, że chleb, kolby, mieszanka i kukurydza to bardzo złe jedzenie i jest ono niebezpieczne. Jak widać na marne także wbijamy do głowy wizyty kontrolne u weterynarzy.
Na pewno sprawa Megi nie zostanie zapomniana.Będziemy starały się coś zdziałać.
Musimy poczekać do jutra - po sekcji będzie już wiadomo co było przyczyną śmierci i czy można było temu zapobiec.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy kibicowali Megi i mieli nadzieję, że uda nam się jej pomóc.
Dziękuję też tym, którzy chcieli pomóc finansowo oraz zakupić jedzenie i środki.
Megi na pewno teraz już kica za tęczowym mostem, gdzie ma do woli świeżą trawkę, pyszne owoce i warzywa, a jej zgrabne ciałko bez problemu kica i skacze gdzie tylko zechce
A złamana nóżka jest sprawna jak ta zdrowa. Już teraz jej nic nie grozi, żaden chleb czy kolba. pokicała do swoich, gdzie będzie już szczęśliwa... Tam na pewno będą o nią dbali
:
Trzymaj się Malutka