Jesli by sami tego chcieli, to nie rózni sie to niczym od tego, co i tak ma miejsce chociażby w Warszawie, mozna spokojnie za pieniądze uczestniczyć w doświadczeniach - badaniach lekarstw, studenci tak dorabiają, nawet do mnie czasem dzwonią firmy z propozycją testów (ale na razie na żadne nie poszłam, bo się bałam). Mówienie o więźniach robi sie niebezpieczne, bo zaczynamy dywagować nad byciem panami ich życia i smierci, kto wie, czy takie dyskusje nie odbywaly się wśród zwykłych obywateli, którzy wiedzieli o obozach koncentracyjnych i o wyczynach doktora Mengele - mogli też dyskutowac, czy na "podludziach" mozna robić doświadczenia, czy nie. Ale wiem, temat jest kontrowersyjny i społeczeństwo domaga się odpłaty od morderców, gwałcicieli i pedofili, bo jesli nie są dręczeni przez współwięźniów, to zabranie im na koszt podatnika kilku lat wolności nie jest dotkliwą karą.
Co lepsze - czytałam w książce "Prawna ochrona zwierząt" pod red. Marka Mozgawy, że w średniowieczu była "niezła" kara dla gwałcicieli: karane były zwierzęta! Otóż, kiedy została zgwałcona kobieta, to zabijano gwałciciela oraz wszystkie zwierzęta w domu zgwałconej - z niewiadomych powodów jak dla mnie. Nie pamietam, w jakim to było kraju, bo nie mam tej ksiażki w domu.