Zaczynamy krótkie wpisy z cyklu raczkujące początki inspektora do spraw adopcji
...() 22 marca trzeba króliki zaszcepić - nie moge, nie dam rady(...)......
.....kilka dni poszukiwań Raczka - bez rezultatu....
.... 26 marca... Mamo przyjedź, muszę zaszczepic króliki.....
....masa formularzy dotyczących Bunia - i lipa
.... 31 marac - dzwonię - przedstawiam się (w szkole głosno, bo przerwa - ugaduję wizytę - pytam o ulicę - trzaska w słuchwcę i zapisuję Lipowska w Rudzie Śląskiej...
.....1 kwietnia - nikomu nie jest do śmiechu.....rano praca w południe do szczepienia z całym ZP plus moja Kica (ta, od razu spiewa) i jedziemy. Króliki zdrowe, przebadane i zaszczepione. Jadę do Rudy Sląskie na ulicę Lipową a tu nie ma podanego numeru...dzwonię....to nie Lipowa tylko ulica Lipa....no ale nawigacja pokazuje dwie Lipy - Adama i Winecntego.....dzwonię....to Wincentego..jadę..telefon się rozładowuję i po nawigacji.... stoję w korku przez centrum.... 2 godzina.....wracam, byle do autostrady.... do domu, do dziecka - 5 godzin nie ma mnie już w domu.....zjazd z autostrady, na rowerze przewraca się kobieta, widzę z daleka.....kolejne samochody jadą a ona leży....zatrzymuję się i tamuję ruch, pomagam wstać, pytam co Pani? ONA nie wie. Krzyczę do samochodu - pomóż mi Pan.... facet wysiada i mówi do mnie - Pani - ona narombana, ona tu mieszka. To auta moj ją rozjechać? pytam (mam katar i nic nie czuję). Pomagamy razem kobiecie wstać i usiąść na pobaczu....... i do jakich wniosków dochodzę? Gdym na pryma aprylis nie pomyliła ulic (a właściwie moja nawigacje) to nikt by jej nie pomógł.... i znowu Lipa