Nie rozumiem dlaczego mam tu wszystko tłumaczyć, ale niech będzie: W stanach miałam problem z telefonem, przywracałam ustawienia fabryczne, zapomniałam o numerach, straciłam. Jak wysyłałam pieniążki za mieszkanie to w tytule przelewu napisałam pytanie o Angel z prośbą, żeby odpisała na emaila (tu: podałam adres). Wróciłam do Polski i numer dostałam od mamy, która sobie zapisała kilka numerów przed moim wylotem, o czym zapomniałam.
Koleżanki pytałam, ale na święta wracała do siebie do domu rodzinnego, a SPK w Lublinie nie mogło przyjąć Angel, bo mieli za dużo królików na stanie. Mogłam zabrać do swojego domu rodzinnego, ale współlokatorka się zaoferowała, że nie ma problemu bo kiedyś miała królika, poza tym jej mama ma 2 króliki amatorsko dla przyjemności. Obecnie ma psa i węża i dba o nie, więc byłam spokojna o moją kochaną królisię... do czasu
Masz rację, królik strasznie schudł, a jak wylatywałam to była "puszysta", mi to się również nie mieści w głowie jak mogła nie zareagować i nie zauważyć. Ja od razu jak wróciłam to ją wypytywałam, bo coś jest na pewno nie tak. Na mojego smsa odpisała, że "wszystko jest w porządku, ma się dobrze"... Gdyby mi zaalarmowała, napisała, dała znać... przelew idzie 2 minutki, posłałabym jej pieniążki, tylko niech idzie do weterynarza i mi króliczka ratuje!
Ale nie dostałam nic, żadnego powodu do tego, żeby myśleć, że coś jest nie tak. Jak wróciłam dzień w dzień u weterynarza, kroplówki, aminokwasy, witaminy, robiłam też USG, na którym się okazało, że płyn się dostał do jamy opłucnej... Nic się nie dało już zrobić. Walczyłam do samego końca