Figielkowi to mogłabym ciągle nosek czyścić, Noel trochę mniej zasmarkany, ale za to mocniej kicha niż brat
Ale po wizycie u weta jest o niebo lepiej - jedzenie znika praktycznie do szczętu, maluchy się dopominaja o dokładkę i w ogóle ruszają. A Figiel ma siłę się buntować przy czyszczeniu nosa czy podawaniu leków
dziś Noel aż żebrał o jedzonko, jak podawałam leki Figlowi. Naprawdę jest lepiej i choć wymaga to aplikowania leków, czyszczenia nosków, smarowania czy inhalacji - to przynajmniej nie siedzę przez całą noc drżąc, czy wyżyją.
A poza tym to słodkie pieszczoszki - rozciagają się na kolanach prawie na cała ich długość, a że są takie chudziutkie, to wyglądają jak ogon mojego Kajtka
I nie robią specjalnego bałaganu. Figiel to pełna kultura, siusiu i bobeczki robi w kuwecie, do której wchodzą po podeście zrobionym przez dziadka, bo wskakiwanie im kiepsko szło. Noel chyba uznał, że nie ma tam dla nich dwóch miejsca i czasami siknie pod kuwetą, ale że są to małe ślady, a kuwetkę zastaję całkiem do wymiany, to jednak większość musi lądować na żwirku
A najbardziej to mnie rozczulają, jak leżą na swoim posłanku - niskim kartoniku wyłozonym ręcznikiem. Tak słodko się wywalają, wtulają i wyciagają skoki...
Próbowałam cyknąć fotkę, ale nie chcą się ujawniać