Witam,
zaczne chyba od tego, ze kiedy pierwszy raz Pani Joanna Bilicka zadzwonila do mnie poinformowalam Pania, iz w chwili obecnej znajduje sie w Zielonej Gorze, ktora znajduje sie prawie 500km od mojego domu. Bylo oczywistym wiec to,ze fizycznie nie bede w stanie przekazac krolika Rudawego. Przekazalam Pani Joannie, ze po powrocie do Warszawy dowiem sie, kiedy dokladnie bede w Łodzi, w ktorej studiuje zaocznie. Powiedzialam ,ze planowo bede w Łodzi w piatek, jednak przyjazd potwierdze.
Przy kolejnej rozmowie telefonicznej powiedzialam Pani Joannie, ze mimo checi nie posiadam wiecej zdjec Rudawego niz te znajdujace sie na stronie, wiec nie rozumiem skad pretensja, ze ,,obiecanych zdjec nie wyslalam".
Kolejna kwestia do wyjasnienia to moj przyjazd do Łodzi. Zaznaczylam Pani Joannie po powrocie do Warszawy, ze jestem chora i w najblizszym tygodniu nie planuje zadnych wyjazdow. Powiedzialam takze, ze w Łodzi bede wtedy kiedy bede miala egzaminy(poniewaz jezdze tam tylko w czasie sesji i ewentualnych zjazdow w ciagu roku). Wtedy termin egzaminow zerowych dla mojej grupy nie byl jeszcze znany.
Przede wszystkim jednak zaznacze, iz poinformowalam Pania Bilicka, ze jesli spieszy jej sie z adopcja Rudawego jest oczywiscie mozliwe, aby ona sama przyjechala do Warszawy. Pani odpowiedziala,ze bez problemu poczeka, bylebym ja uprzedzila kiedy do Łodzi przyjade. Owszem zadeklarowalam sie,iz kupie odpowiednia klatke - takze mowilam,ze jak bede w hurtowni, wowczas do Pani zadzwonie , podam ceny i inne informacje. Skoro nie dzwonilam, a Pani powiedziala,ze zaczeka oczywistym bylo dla mnie to, ze zgodnie z tym z czym sie umawialysmy, Pani Joanna czeka.
Kolejna kwestia to nie odbieranie telefonow. Niestety nie spedzam czasu w domu na nic nie robieniu. Od wczesnego rana do poznego wieczora (nieraz nocy), ciezko pracuje, jezdze do hurtowni, urzedow,ale przede wszystkim poruszam sie po zakorkowanym miescie samochodem, a odbieranie 10 telefonow pod rzad w czasie prowadzenia nie jest najlepszym pomyslem, zwlaszcza dla poczatkujacego kierowcy. Mysle,ze te uwagi Pani Joanny sa niedorzeczne.
Na koniec podsumuje sytuacje w jeden sposob : jesli Pani Joannie spieszylo sie z adopcja, mogla poinformowac mnie,ze sama przyjedzie, a nie wprowadzac mnie w blad i mowic, ze poczeka az ja bede w Łodzi. Powiedzialam, ze z powodu pracy i obowiazkow niestety nie jestem w stanie jechac specjalnie tyle kilometrow. Mowilam Pani Joannie,ze prowadze sklep i prosze mi wierzyc, ze jest to obowiazek bardzo absorbujacy.
Wydaje mi sie,ze ludziom pomagajacym zwierzeta i tworzacym podobne stowarzyszenia nalezy sie wyrozumialosc i pomoc, a nie krytyka. i
W tej kwestii nie mam nic wiecej do dodania, a Pani Joannie zycze wiecej uczciwosci, wyrozumialosci i i powodzenia w wychowywaniu uszatego przyjaciela.