Moje doświadczenie wskazuje, że dużo lepiej byłoby uszakowi, gdyby go zabrać ze szkoły, aby poczekał na DS gdzieś indziej. Tam, gdzie zajmują się nim ludzie na zmianę, gdzie tak naprawdę nie ma podstawowej nawet wiedzy na temat jego diety i warunków, w jakich przebywac powinien - nie będzie mu dobrze. Ponadto - wiem, ze nie wszystkie nastolatki to potwory, ale jako nauczyciel zdaję sobie sprawę z tego, że uczniowie ani nie zorganizują zbiórki na rzecz uszaka, ani nie zajmą się nim odpowiednio tak długo, jak będzie to uszak "wspólny". Ponadto pamietajcie - przy kilku opiekunach nie uda się w porę zauważyć, gdy uszak zachoruje - powiedzxie - skąd wiecie, że z Waszymi uszami coś nie tak? Z obserwacji? Ja tak - a na tego uszaka w szkole nikt nie zwraca uwagi na tyle, by zauważyć takie zmiany. Kolejna sprawa - nawet jeśli zauważą, że coś jest z nim nie tak - skąd kasa na leczenie? Kto ma ją dać? Kto ma jechac i siedzieć w kolejce? Sama jestem nauczycielką i znam realia - niewielu będzie chętnych, by wieźć małego, siedzieć z nim w poczekalni, a nie daj Boże jeszcze zapłacić za wizyte... Wystarczy jedna rozwydrzona jednostka w klasie, by zmienić życie uszaka w piekło. Wasze dzieci chodzą do szkoły? Wy chodzicie? W klasach dzieci, w Waszych klasach na pewno jest przynajmniej jeden superrozrabiaka, który chętnie "pobawiłby się" z króliczkiem, nakarmił go chipsami czy krówkami, czyż nie?...