Ola nie ma siły, żeby cokolwiek napisać... poprosiła mnie żebym przekazała te smutne wieści... Stachu już napisała co się wydarzyło a ja może zacytuję wiadomość od Oli, która wyraża chyba wszystko...
"Mimi odeszła. nie mogę tego zrozumieć i nie mogę się z tym pogodzić...dlaczego ona, dlaczego teraz...
przez cały weekend z nią byłam i masowałam jej brzuszek...w sb. myślałam, że jest beznadziejnie, ale kiedy pisałam na forum, było lepiej...masaże jej pomogły, jadła zioła. spędziła cały wieczór na kolanach. wyrywała się i chciała chodzić po kanapie...w nocy było gorzej, ale masowałam jej brzuszek i wczoraj od rana walczyłyśmy. pojawiła się biegunka. co godzinę dawałam jej espumisan, wszystkie leki dożylnie. cały czas była taka kochana. wylizywała mi dłonie...dzisiaj ok północy czułam, że to koniec. jej brzuszek pęczniał. tak jakby jej ciało na całej długości wypełniały płyny. nie wiedziałam co robić, więc bez przerwy masowałam jej brzuszek. pojawiła się galaretka i wodnista biegunka...więc zaczęłam masować jeszcze bardziej. typowa niedrożność jelit...przez te kilka godzin wydaliła z siebie dużo galaretki. była taka spokojna. piła herbatę miętową...kiedy zrobiłyśmy sobie przerwę, leżała na mojej klatce piersiowej i tylko się przytulała...było lepiej...ten koszmarny obrzęk znikał. wyszła z tego stanu nieprzytomności, w którym była ok 24-1 w nocy. zaczęła się kręcić...nie mogłam juz wytrzymać ze zmęczenia, więc kiedy poczuła się lepiej, po podaniu kolejnych leków, chciałam ją schować do transportera, który postawiłam na poduszce, ale Mimi nie chciała w nim siedzieć. tak strasznie pragnęła kontaktu z człowiekiem. wyjęłam ją i leżałyśmy tak przytulone pod kocem...potem znowu próbowałam ją wsadzić do transportera, żeby na chwilę przysnąć, ale jak tylko ją wsadziłam, to wciskała pyszczek między kraty, żeby tylko wyjść...była taka kochana, spokojna, ale było lepiej...rano miała miękki brzuszek. miałyśmy być szybko u doc...ale znowu wszystko zaczęło twardnieć, jakby ją coś rozrywało od wewnątrz...cały czas masowałam jej brzuszek, bo nie wiedziałam jak jej pomóc...to wszystko tak długo trwało, ale w końcu odeszła...
tak strasznie chciałam, żeby żyła...i tak się bałam tego, że będzie tak jak jest teraz...za każdym razem, kiedy odchodzą, mam wrażenie, że nie dam rady, ale po chwili wiem, że nie mogę tak myśleć. teraz nie potrafię myśleć inaczej. nie wiem co jest nie tak, co robię źle...naprawdę staram się zwracać uwagę na wszystko, być tam codziennie..i jaki to wszystko ma sens...
nie mam siły..."