Powiem może tak....zawód weterynarza jest trudny, pacjenci nie mówią co im dolega, właściciele często gęsto nie rozpoznają objawów, albo je przerysowują (zależy od typu człowieka), często pole do popisu ogranicza wetowi budżet właściciela zwierzaka - a poza tym...mentalność ludzi o której wspominałam wyżej - nad tym głownie trzeba pracować, już małym dzieciom wpajać że królik to nie tylko chodzący pasztet ale zwierzę czujące tak samo jak pies i kot. Młodzi weterynarze mimo że są po studiach to nadal się uczą - praca i pacjenci weryfikują na nowo wiedzę zdobytą na uczelni. Tu też trzeba zrozumieć i w pewnym stopniu brać poprawkę. Wiadomo że klient oczekuje bo płaci, ale skoro widzi że wet jest młody,sam w lecznicy a lecznica zajmuje się głownie psami i kotami to powinien sam pójść po rozum do głowy i zabrać króla gdzie indziej, bo raczej nic dobrego z tej wizyty nie wyniknie.
Wiem że powinno być tak że do jakiego weta się nie trafi to trafnie zdiagnozuje pacjenta i da odpowiednie leki a poprawa przyjdzie po paru dniach, ale niestety tak nie było, nie jest i nie będzie chyba nigdy. Lekarzy z powołania, którzy w dodatku "siedzą" w małych zwierzakach typu króliki, szczury,świnki czy fretki jest jak na lekarstwo - i nie ma co ukrywać że kończąc studia młodzi lekarze idą tam gdzie będą zarabiać wymierne pieniądze, czyli na fermy, hodowle, zakłady rzeźne czy mięsne albo też otwierają swoje lecznice i zajmują się psami czy kotami, a króliki i reszta to dla nich egzotyczny i niezbyt chętnie leczony "dodatek". Brutalne ale prawdziwe.