Mieszkamy sobie razem z Zającem już jakiś czas, wszystko spoko - milutki, zabawny, straszny pieszczoszek, załatwia się do kuwety nawet jeśli jest na zewnątrz klatki, na moje łóżko nie wchodzi (wypracowaliśmy jakoś)...ALE od wczoraj mu odbiło. Uwidział sobie, że musi się dostać pod ławę, gdzie dostęp został zamknięty ze względu na kable od tv. Skacze, ryje, wpycha się, obsikuje a jak tylko się zbliżę z papierowym ręcznikiem, żeby posprzątać jego siuśki, to warczy na mnie i rusza do ataku. Nie wiem, jak wyperswadować mu taką agresję i czy w ogóle to ma sens. Jak rusza na mnie z zębcami, to łapię go pewnie za głowę i delikatnie przyciskam do ziemi, wtedy trochę burczy ale zaraz się uspokaja, rozwala się na dywanie do glaskania i przez jakiś czas jest ok. Tylko nie wiem czy dobrze robię, może powinnam mu pozwalać na to co chce?