A ja nie jestem pewna, czy pomysł zabrania uszaka do kliniki SGGW jest najlepszy (mimo iż tam studiuję) wydaje mi się, że powinnaś zabrać króla do doświadczonego weterynarza, a nie do kliniki w której ludzie się uczą, chociaż to Twoja decyzja, a my ci pomóc bez diagnozy nie możemy, niestety na podstawie takich wiadomości nikt nie może stwierdzić, co to za choroba, bo pomysłów mogą być tysiące, a i tak się w końcu okaże (albo i nie), że nasze przypuszczenia były czy są błędne. A z weterynarzem zawsze się można dogadać i spłacić w ratach i wcale to nie będzie "życie w długach", bo fakt faktem, że wiele osób ma problemy znaleźć nagle 300zł czy więcej bo trzeba zapłacić za wizytę. To nie wstyd pożyczyć pieniądze czy odrzucić pomoc, tylko to, że uszak cierpi, bo rodzice mają/ czy mieli to gdzieś. Sama miałam podobną sytuację, miałam 9 lat i królika chorego na myxo, mama nie zauważyła od razu, że jest chory, dopiero tydzień później poszliśmy do weta, mimo że przez cały czas jej mówiłam, że jest chory, po 2 tygodniach bezskutecznego leczenia uśpiliśmy go, nie było sensu dalej tego ciągnąć, a ja do dziś mam żal, bo byłam zbyt "smarkata" żeby postawić na swoim. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała czegoś takiego przeżywać.