U mojej Koki bylo podobnie...krolisia byla u mnie 4 lata,jak ja przyniesli do mnie razem z samczykiem to juz byla po 2 porodach -razem urodzila 8 dzieciaczkow!. Ile miala dokladnie lat nie wiadomo ,wszystko bylo z nia w porzadku,czasami sie zatykala sierscia,ale przy pomocy lekow wszystko wrocilo do normy,bywalam tez z nia u weta. Byla razem ze swoim chlopem i czesto go ganiala-sa bezklatkowi. Mniej wiecej ponad miesiac temu,zauwazylam,ze lezy plackiem na podlodze i jakby ja cos bolalo,myslalam,ze gonila swego chlopa i uderzyla sie o sciane..dalam jej srodek przeciwbolowy(Novalgin) i przeszlo.Za tydzien znowu to samo,tylko gorzej to wygladalo jak wzielam ja na rece to sie przelewala,ledwo dalam rade Novalgin jej podac i natychmiast w srodku nocy do KLINIKI WETERYNARYJNEJ: Wet dyzuryjacy zbadal i stwierdzil ze Koki musi zostac na 2 dni zeby zrobic badania. Zostawilam ,zrobili rentgen,usg,krew pobrali i wiele innych badan diagnoza-rak w stadium zaawansowanym i do tego 1 nerka nie funkcjonuje. Operacja nic nie da,bo sa wielkie obawy,ze z narkozy sie nie obudzi,i beda przerzuty,zabralam ja do domu i mialam dawac jej tylko srodki przeciwbolowe,obserwowac i jesli beda mocne i czeste bole mam przyjechac z nia do uspienia zeby sie nie meczyla. Przez tydzien bylo w miare dobrze,a po tygodniu dostala takich silnych boli,ze az ja wygielo....straszny to byl widok,natychmiast znow w nocy i w koszuli nocnej pojechalam z nia do kliniki i w moich objeciach odeszlo moje ukochane dziewczatko krolicze
Nie ma jej juz miesiac,a chlop jej jest zrezygnowany z zycia,smutny...mam jeszcze jedna samiczke,ale on jej nie chce,jest agresywny do niej,bije ja...taki ten kroliczy maz jest wierny...