Dziś znów znalazłam maluchy biegające luzem po pokoju, tyle tylko, że tym razem nie z zagródki nawiały a z wybiegu (nie jestem w stanie zabezpieczyć wszystkich mebli, żeby się pod nie nie wepchnęły (starczy im 2 cm szczeliny, żeby się zabierać za wciskanie) i mają zagrodzony wybieg, niestety 35 cm to im zbyt nisko - wyskakują już bez rozbiegu.
Maluchy nie wydają się już takie małe, za to są szalone, kochane i superaśne.
A Issa to najsłodszy biały króliczek, jakiego widziałam. Niczego się nie boi, jest wyluzowana, daje buziaki, pozwala się odwracać i zabiegi pielęgnacyjne znosi (jak jej to nie sprawia bólu - bo ma refleks i jak się broni, to dziabnie). Psu zaglądała ostatnio do michy, jak jadł i nic sobie nie robiła z jego sprzeciwów. Na kolanka sama wskakuje. Sprzątanie w kojcu toleruje ładnie, ale zmiotkę potrafi pogonić
Na rękach jest grzeczna, nie ma z tym problemu. Tylko moja króliczka się jej boi
i koniec końców mam w pokoju stan wojenny
który Issa zupełnie olewa, jak nie ma Miśki blisko, a Miśka non stop przeżywa i dostaje schizy (co się objawia moimi pogryzionymi kostkami, bo siepie zębami na prawo i lewo w obronie przed gdzieś tam leżącą Issą).