Witam na forum "chorobowym"...
Moi mili, pisze tutaj, licząc przede wszystkim na kontakt z osobami, które opiekują sie uszatkami z E.CUNICULI... Wiem - są informacje o samej chorobie - już poczytałam, wiem - choroba lubi nawracać - to również już do mnie dotarło.
Mam jednak pytanie, czy miewaliście problem z podawaniem zastrzyków
Nasza Tosia ma zdiagnozowaną Encephalitozoonozę, już podjęliśmy leczenie, ze względu na paraliż niezbyt sprawnie sie przemieszcza, dodatkowo ruch kąplikuje deformacja stawów skokowych i wypadające rzepki... Mimo to jest prześliczną królinką, pełną ufności i generalnie do czasu chroby - pełna radości życia, zaczepna, uwielbiająca głaski...
Teraz - nadal kochana, cierpliwa, choć obawiająca się, że każde wzięcie na ręce to "zabieg"(a trochę ich w przypadku Tosi jest...) lub "ból"... ma swoje miejsce w kojcu, bezpieczniejszym od klatki, by nie zrobiła sobie krzywdy...
Ale - moje pytanie: malutka oprócz całej masy innych specyfików dostaje zstrzyk z COCARBOXYLASUM-u, i każdą injekcję bardzo boleśnie przeżywa
... a ja razem z nią... pozostałe zastrzyki znosi dobrze, ten jednak jest inny, bardziej bolesny, mimo iż wstrzykuję go powoli, by nie pomnażać jej cierpienia... Może jest jakiś sposób, by podawać ten zastrzyk w łagodniejszy sposób, znośny dla spanikowanego zwierzątka ? Może macie w tym względzie swoje doświadczenia ? Malutka ogólnie jest "panikarą" u lekarzy, a te zastzryki będzie chyba dośc długo dostawać... chciałabym by były jak najmniej bolesne... Tośka ma ok. 8 m-cy...
Jeśli macie doświadczenia, rady - prosze o informacje...
Ania K.