Jutro będzie już ostatni, piąty dzień kuracji. Potem przez trzy dni będzie dostawał jeszcze probiotyk. Odmówię tę wizytę na kastrację i przełożę ją na później. Nie chodzi o to, że wnętrostwo doprowadziło do kataru. Najpierw kobieta, która zajmuje się również leczeniem królików stwierdziła przeziębienie. Adaś miał w pupie termometr i wykazał on 39,2 stopnia. Osłuchała go stetoskopem wszędzie i stwierdziła, że nie oddycha dobrze, tj. słychać świszczenie nosem. Ostatnio już, kiedy pani doktor mierzyła temperaturę (3ci dzien antybiotyku) była normalna, 38,4 stopnia. Świszczenie ustąpiło, oddycha normalnie, no i nie ma już w ogóle mokrego nosa. Dostał też trzy razy lek przeciwzapalny (teraz już stosujemy wyłącznie antybiotyk doustnie, pół tabletki dziennie, jutro ostatni dzień). Antybiotyk nazywa się enrobioflox.
Brzuszek ma miękki, tamta weterynarz stwierdziła, że z trawieniem nie ma problemów i to zwykłe przeziębienie, a po kuracji powinno mu odpuścić, a apetyt sam wrócić. Na wszelki wypadek dostał jeszcze olej parafinowy, coby mu ułatwiło wypróżnianie się.
A wnętrostwo wyszło przy okazji, po prostu. Drugi lekarz zrobił prześwietlenie i okazało się, że jajko siedzi w środku. Ten drugi wet został mi polecony przez tę babkę, która zdiagnozowała przeziębienie i jest on podobno jednym z najlepszych weterynarzy-chirurgów w Warszawie. Powiedział, że to jądro może mu naciskać na jelita i dlatego ma też spadek apetytu. Sam już nie wiem.
EDIT: Dodam, że pani weterynarz dziś do mnie zadzwoniła i powiedziała, że są takie przypadki, w których królikowi może się schować jajko ze stresu. Nie wiem, czy to brzmi przekonująco...