Witam, zwracam się do wszystkich osób czytających to z wielką prośbą o pomoc. W sierpniu do lokatorów naszego domu dołączył królik miniaturka, był prezentem na 40 urodziny mojej mamy, króliczkę kupiliśmy wspólnie z ciocią u pewnego hodowcy królików na obrzeżach Krakowa. Już na początku zauważyliśmy u naszej Laluni pewne zrogowacenie skórne za prawym uszkiem, które musiała mieć już w momencie, kiedy ją kupiliśmy. Było ono jednak tak małe i miało formę zwykłego strupka, że nikt z nas nie uznał tego za jakiś niepokojący znak. Niepokój wzbudził u nas dopiero fakt, że strupek nie znikał, nie goił się tak jak teoretycznie powinien, lecz stopniowo zaczynał się powiększać i rosnąc w objętości. Rozpoczęliśmy więc tradycyjną w takich przypadkach podróż po weterynarzach, odwiedziliśmy około 5-6 różnych lekarzy i każdy z nich mówił zupełnie co innego na temat tajemniczej zmiany skórnej naszego maleństwa. Padały podejrzenia świerzbu, tocznia, choroby autoagresywnej, grzybicy, każdy z lekarzy przepisywał nam inne leki, były zastrzyki, smarowanie maścią Pimafukort, leki, które mieliśmy dodawac do wody, którą zwierzątko pije, zrobiliśmy też zeskrobinę skórną, która miała wykazać ewentualną obecność grzybów. Niestety zupełnie żadna z tych metod leczenia nie podziałała w sumie w żadnym stopniu, a po zbadaniu zeskrobiny nie wyszła obecność grzybów. Czas mijał, a ‘strup’ za uchem rósł w wolnym tempie przybierając pomału pokaźne rozmiary. Po jakimś czasie druga zmiana pojawiła się pod jej oczkiem, na początku maleńka, rosnąca jednak z każdym dniem, ostatecznie okrążając stopniowo całe oczko. Jak dokładnie wyglądają miejsca zajęte przez to paskudztwo można zobaczyć na załączonych przeze mnie zdjęciach. Ostatni weterynarz, u którego byliśmy powiedział, że najlepiej będzie poddać zwierzątko narkozie (z której może się nie wybudzić) i pobrać kolejną próbkę do badań, tym razem z wycinkiem skóry. Nie wiemy jednak, czy jest sens narażać Lalunię na kolejny stres związany z badaniem - każda wizyta u weterynarza kosztowała ją sporo nerwów i z początkowo ufnego, żywego i ciekawskiego króliczka zaczęła stawać się coraz bardziej nieufna, nerwowa, a na sam widok kocyka w którym woziliśmy ją do lekarzy i tego, że chcemy ją złapać dostaje ‘nerwicy’.
Jesteśmy zrozpaczeni. W przeszłości mieliśmy już 2 króliczki, pierwszy z nich żył 7 lat i był istnym okazem zdrowia, Lalunia to najcudowniejszy króliczek, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć, jest rozpieszczana przez całą naszą rodzinę i na samą myśl tego, że nie będziemy w stanie jej pomóc ogarnia nas wszystkich całkowita rozpacz. Obecnie miejsce zajęte chorobą koło ucha i przy oczku jest już naprawdę wielkich rozmiarów (co można zobaczyć na zdjęciach), króliczek jest lekko osowiały i znacznie mniej żywotny niż był na początku, a ostatni weterynarz powiedział, że jeśli nie znajdziemy leku na tą chorobę będzie się ona rozrastała coraz bardziej, aż wreszcie Lalunię trzeba będzie uśpić… :[
Zwracam się do wszystkich czytających to osób o jakąkolwiek pomoc, może ktoś z was widział coś podobnego, może czyjś króliczek chorował na coś podobnego i będzie wiedział jak temu zaradzić, może ktoś zna jakiegoś wyjątkowo obeznanego w króliczych chorobach weterynarza w okolicach Krakowa. Każda informacja będzie dla nas na wagę złota, czas mija, choroba postępuje, a Lalunia staje się pomału osowiała, co jest bardzo złym objawem :[ Jeśli tylko ktoś posiada jakąkolwiek informację, która mogłaby pomóc nam w tej sytuacji proszę o kontakt ze mną, przez komentarze, czy maile. Dobro Laluni jest teraz dla nas najważniejszą sprawą i mamy jeszcze nikłą nadzieję, że pojawi się coś co pomogłoby uratować nasze maleństwo nim będzie na to za późno…
Oto fotki naszego maleństwa (nie są w najlepszej jakości bo ciężko jest mi ją dobrze uchwycic, stresuje się na widok aparatu, ale w razie możliwości zamieszczę jeszcze jakieś):
http://img405.imageshack.us/img405/8871/hpim7602.jpghttp://img214.imageshack.us/img214/784/20101206001.jpg