cały czas zastanawiamy się nad tym co zrobić...
rozmawiałam z koleżanką z Fundacji Kot, dziewczyny niestety również podejmują takie decyzje...i jak powiedziała Asia
nie ma nic gorszego niż eutanazja po narodzinach,
"dlaczego trzeba je zabić ? bo ktoś był kretynem, bo miały pecha" i z tym trudno się pogodzić
i nie można się pogodzić, nigdy się z tym nie pogodzimy, ani dzisiaj, ani kiedyś...
jest też inny problem, nie pozwoliłabym zrobić tego wet. ze schroniska...więc musiałabym zabrać je do innego wet...trudno mówi się o humanitarnej śmierci, ale tylko wtedy miałabym pewność, że wet. zachował pełną etykę...poza tym najbardziej męczy mnie myśl o tych maluchach, które się urodzą jutro/pojutrze...czekać na to aż się urodzą, żeby mogły odejść...
strasznie trudno znaleźć tą granicę. czasami mi się wydaje, że znalazłam już tą, kiedy chorego królika poddać eutanazji...ale jest tak, że ciągle pojawiają się kolejne do przekraczania...kiedy np. Lucynka czy Abba urodziły młode 2-3 lata temu nawet nie pomyślałabym o tym...tylko inna jest skala tego koszmaru
wiem też, że chociaż w tej chwili sytuacja jest dramatyczna, to znajdziemy im domy...tylko przeraża mnie to co będzie dalej? ile jeszcze będzie takich sytuacji, kiedy nie będzie wyjścia...