nie wiem co sie stalo, ale od jakichs 2 tygodni Nemo jest na nas wiecznie zly...
warczy, atakuje, gryzie, rzuca sie z lapami... jak mimo tego zaczne go glaskac, to sie uspakaja i glowe podklada do glaskania
zmian mielismy sporo w ostatnich kilku miesiacach - najpierw zmarla Ula, pozniej przeprowadzilismy sie do Francji, ale znosil to wszystko bardzo dobrze i zadnych zmian w zachowaniu nie bylo
dwa tygodnie temu mial poczatek zatoru (szybciutko wyleczony), od tego czasu wyglada zdrowo i zachowuje sie normalnie - bryka, kica, je, pije, tylko jakis jest na nas wsciekly i nie wiem dlaczego...
pomyslalam, ze moze w koncu walnelo go to, ze Ulcia odeszla i ze jest w nowym miejscu, wiec siedze z nim duzo na podlodze i daje po sobie lazic, ale nie widze zeby to pomagalo... poza tym, czy to mozliwe, zeby zorientowal sie z tak duzym opoznieniem, ze zmiany nastapily?
pomysly? rozwiazania?