Ten sączek, to ja tak naprawdę nie umiem wytłumaczyć po co on jest, ale na zdrowy rozum - nie dla tego by ropa się wydostawała, tylko dlatego, by dostęp do niej był możliwy - bo to był ropień wewnątrz kości rzuchwy.
Po wyrwaniu zębów dziąsło zarasta zamykając zębodół, i za każdym razem przy czyszczeniu trzeba by było kroić. Zakładając sączek jest dostęp do miejsca pojawiania się ropy i umożliwione czyszczenie. Ja to tak rozumiem, ale nie dociekałam dogłąbnie by mi lekarze wyjaśniali cały proces - raczej mam do nich zaufanie, bo naprawdę dzięki tym wszystkim zabiegom Bzik w ogóle żyje. Z takimi ropniami większość lekarzy by go po prostu uśpiła - a on jest w sumie najweselszym królikiem z jakim miałam do czynienia i jest wyjątkowo odporny na te wszystkie zabiegi pod względem psychicznym. Gdyby znosił je źle - wahałabym się czy to ma sens, ale on jest taki pełen życia i radości, że nie mam żadnych wątpliwości że to mu pomaga.
Czy jest inna metoda leczenia ropni - raczej nie tak skuteczne chyba... ja przynajmniej nie słyszałam by ktoś miał lepsze rezultaty bez zabiegów przy tak zaawansowanych ropniach okołozębowych. Trzeba pamiętać, że on ma mocno zdeformowaną szczękę, czego pod futrem nie widać, ale dotykając go czuje się nawet bez specjalnych przygotowań. Może kiedyś ktoś coś wymyśli mniej inwazyjnego...
Z kichaniem Misia było tak, że gronkowca wykryto przy wymazie - leczono więc na gronkowca i teoretycznie wyleczono.
Jak się po jakimś czasie dowiedziałam - wymazy pobierane z zewnętrznych miejsc otworów nosowych u królika prawdopodobnie wszystkie wykażą mnogie bakterie, gronkowce itp. dlatego, że u królika tam się właśnie mocno namnażają niekoniecznie powodujac chorobę. Nie mam już teraz takiej pewności, czy Miś na gronkowca chorował czy wykryto to co normalnie w organiźmie królika występuje. Zeby wymaz z nosa był wiarygodny musiałby być pobierany z głębokich miejsc jamy nosowej, co chyba w ogóle nie jest mozliwe bo nie ma tak malutkich narzędzi... aczkolwiek może pod narkozą udałoby się przeprowadzić taki zabieg - nie mam pewności.
Bardziej więc podtrzymuję obecność pasteurelii jednak. Objawy były dość wskazujące, szczególnie biała kaszkowata wydzielina z jednej dziurki nosa przy nasilonych atakach choroby no i wszystkie neurologiczne - kiwanie się przy spaniu na kurkę, w fazach inwazyjnych przechylenie głowy itp.
Samo kichanie to nie musi być ewidentna pasterelloza - króliki kichają z wielu powodów: zatkane kanaliki łzowe, problemy z zębami itp. Przy przerostach korzeni zębów dostających się do jamy nosowej i uciskających tam różne miejsca kichanie będzie permanentne. To ciągłe podrażnienia. Bzik jak ma wyczyszczone kanaliki to na jakiś czas ma spokój z takim silnym kichaniem, ale potem ono powraca - jest kolejny zabieg czyszczenia przy okazji zabiegów przy zębach i tak cały czas. Jemu wyraźnie to czyszczenie pomaga w samopoczuciu, bo nie męczą go takie ataki serii kichnięć.